Dobrze, że z dech
Pewnego dnia mój znajomy, wyrzucając mi zaniedbanie kondycji fizycznej, zapytał, czy wierzę w przeznaczenie, skoro z góry zakładam, że nigdy nie przestanę być pokraką. Mogłabym mu odpowiedzieć, że gdybym dostała wezwanie przed WKU, dostałabym kategorię Ź (bo Ż jest dla paralityków), ale poruszona kwestia dała mi do myślenia.
Czym właściwie jest przeznaczenie? Od tysięcy lat rozmaite kultury zadawały sobie to pytanie i dochodziły do przeróżnych wniosków, na roztrząsanie których nie poświęcę tu miejsca. Zamiast tego spróbuję użyć porównania.
Wyobraźmy sobie siedmiu rzeźbiarzy, z których każdy otrzymał inny materiał do obróbki: jednemu przypadła glina, drugiemu - drewno, trzeciemu - piaskowiec, czwartemu - marmur, piątemu - żelazo, szóstemu - srebro, siódmemu - złoto. Każdy z nich może ze swojego surowca stworzyć arcydzieło (choćby z gliny) albo partactwo (choćby ze złota) - wszystko zależy od woli, talentu i pracowitości.
Co do mnie, gdybym mogła decydować, wybrałabym drewno - nie tak cenne jak złoto i nie tak twarde jak żelazo, ale nawet jeśli twórcy nie uda się z niego nic wyrzeźbić ani zbudować, ostatecznie może okazać się pożyteczne w charakterze opału, kiedy w całości zostanie strawione przez ogień.
Bądź co bądź - drewnem, a nawet Drewnem, posługiwał się sam Cieśla.
Komentarze
Prześlij komentarz